
Mariusz Tomczuk poprzez swoje prace tworzy antologię opowiadań skupiających się wokół motywu krzesła. Każdy obraz stanowi oddzielną historię będącą zwierciadłem różnych kontekstów społecznych, wynikając z całokształtu pracy, ale też z głównego elementu obrazu, jakim wyraża się kształt przedmiotu, jego umiejscowienia historia oraz stan techniczny. Uwzględniając w nich realne odniesienia wyrażające tożsamość czy może bardziej dosłownie poprzez metaforę człowieka. Krzesła są często symbolicznymi wyrazami nieobecności, pustki, straty i oczekiwania. Ważną stronę odzwierciedlanego świata pokazanego w fotografiach Autora, jest oniryczna aura, która dodatkowo potęgując narrację rozwiewając złudne przekonanie o zwykłości przedmiotu.
Krzesła na fotografiach Mariusza Tomczuka dotykają wielopokoleniowego doświadczenia, niosąc bogaty bagaż wspomnień, tęsknot i pragnień.
W skład tej fotograficznej antologii, wchodzą obrazy wykonane w technikach cyfrowych, tradycyjnych i szlachetnych. Artysta podejmuje się tematu poprzez odnalezienie go w przestrzeni zabudowanej – bliskiej urbanistycznej nomenklaturze, ale również w miejscach o charakterze rustykalnym czy też naturalnym – jakim jest ogród i pejzaż.
Jakie są fotografie Artysty?
To obrazy ciszy i zadumy. To fotografie, które skłaniają nas do zastanowienia się nad wartością przedmiotów i tego co wnoszą w nasze życie.
Kaja Kozon
KRZESŁO. Przedmiot codziennego użytku, do bólu (też pupy) prozaiczny, a jednak ciągle jakby żyjący własnym życiem ; ). Siadamy na nim, wieszamy gacie, parasolkę czy pończochy, wymieniamy na nim żarówkę, rzucamy, jak nas coś wkurzy. Jako bąbelki, za pomocą kija od szczotki i dwóch sztuk robimy namiot na środku stołowego, czy z deską ławeczkę do wyciskania kilówek cukru jako starsze bąbelki : ). Krzesło towarzyszy nam na co dzień od 2500 r. p.n.e., kiedy to zasiadał na nim Hesa- Ra w Tebach. Kształt, kolor, styl zmieniały się w zależności od epoki, mody czy zasobności posiadacza, ale funkcja zawsze była i jest generalnie jedna - podeprzeć nas od dołu za pomocą zwieńczenia pleców : ). Siadamy, przysiadamy, drzemiemy, balujemy, piszemy, pracujemy, jemy itd. Obok mamy fotele, taborety, trony, toy- toye, czyli też siadamy : ). Ok, ale dlaczego zaraz fotografować, ciągać w teren, robić sesje, toż to nie cud modelka, to nawet nie bukiet tulipanów? Ano coś w tym jest, coś co niewątpliwie nierozerwalnie związane jest z człowiekiem, jest wytwarzane dla człowieka i jedynie przez niego używane (nie licząc pieszczochów typu pies czy kot). Design krzeseł Thonet, B32 Breuer`a, czy fotel 366 naszego Józefa Chierowskiego to symbole zmian, jakie te meble przechodziły na przestrzeni lat. Piękne, funkcjonalne, twarde, miękkie, gięte i proste cały czas są wśród nas, a skoro są wśród nas i z nami, to dlaczego nie poświęcić im trochę czasu fotograficznego, zrobić im portret, umieścić gdzieś w kadrze, wszak to synonim człowieka poniekąd : ). I właśnie dlatego pojawiły się jako bohaterki (krzesła), czy bohaterowie (fotele, taborety) w moich pomysłach na fotografię, jako też swoiste sygnatury, przemycane gdzieś niemal niezauważalnie : ). Krzesło wystrugane przez domorosłego stolarza, krzesło z ryneczku, z wytartym i połatanym siedziskiem, czy taboret i taborecik moich rodziców, które pamiętam jako szczenię. To zauroczenie i emocje, to nasza historia i wspomnienia- ot cała tajemnica. W moim dzikim ogrodzie „rośnie” stary fotel, przyobleczony coraz gęstszym winobluszczem, poddawany kaprysom pogody, ulegający ciągłej degradacji. Zupełnie jak my, władcy krzeseł i foteli. Gdzieś w kącie stoi krzesło bez siedziska, niekompletne ktoś powie. Otóż nie koniecznie, mogło kiedyś służyć jako przenośny sedes dla kogoś może chorego, może starego i niedołężnego, kogoś, kto zestarzał się razem z tym krzesłem. One ciągle są, służą nam, wymagają odrobinę uwagi i zawsze mają jakąś historię, której najczęściej nigdy nie poznamy.
Mariusz Tomczuk
Mariusz TOMCZUK
Rocznik `62, mieszkaniec Hrubieszowa na Lubelszczyźnie, ogrodnik z wykształcenia, fan łażenia po skałach, pływania, rolkarstwa i innych fanaberii. Teoretyczny i praktyczny miłośnik dzikich ogrodów i fotografii, zwłaszcza jej tradycyjnej formy, jak choćby ambrotypii, cyjanotypii, fotografii litowej czy tradycyjnej żelatynowo - srebrowej. Tworzy we własnym atelier i małym studio, ale też w plenerze. Tematycznie otwarty na różne projekty, ale głównie są to portrety, architektura, martwa natura, pejzaż. Autor 20. wystaw, w tym jednej zbiorowej. Prowadzi warsztaty i spotkania fotograficzne. Ceni wernisaże jako formę bezpośredniego kontaktu z twórcą, jego historią i postrzeganiem tego, co nas otacza. Procesy chemiczne, pracę w ciemni, oprawę traktuje jako jeden proces twórczy, mający znamiona autorskiego ; ). Ciągle podziwiający pędzel impresjonistów, światła Vermeer`a czy Rembrandt`a, prace takich fotografów, jak Lindbergh, Coigny, Roversi, czy Sally Mann. No i konstruktor własnego aparatu wielkoformatowego, którym realizuje niektóre pomysły, obok niezmordowanej Globiki z byłego NRD, czy średnio formatowej Mamiyi. Ważne, żeby się dobrze bawić, patrząc - widzieć, dzielić się wiedzą. Hej : ).